Kiedy marcu 2010 roku zapowiedziano w Wielkiej Brytanii wizytę papieża Benedykta XVI okazało się, że nastawienie trzech czwartych Brytyjczyków wobec Kościoła Katolickiego jest obojętne lub negatywne. Przeprowadzona w Londynie parę miesięcy wcześniej debata oksfordzka okazała się klapą wizerunkową strony katolickiej, daremnie próbującej przekonać dwa tysiące obserwatorów o pozytywnym wpływie swojego Kościoła na świat. Mając te fakty na uwadze, kilkoro katolików, specjalistów z obszaru mediów i komunikacji, powołało do życia grupę Catholic Voices. Po wypracowaniu reguł skutecznego debatowania, z błogosławieństwem hierarchii, zgłosili swoją gotowość do występowania w debatach medialnych organizowanych z okazji wizyty papieża. W efekcie, w okresie kilku tygodni poprzedzających, jak i w trakcie samej wizyty, pojawili się w ponad stu różnych programach, wywiadach i dyskusjach. To, między innymi, dzięki ich innowacyjnemu podejściu do debat z adwersarzami, wizyta Benedykta XVI została uznana w Wielkiej Brytanii za wizerunkowy sukces.
Opisuję tę historię w kontekście naszych nadwiślańskich realiów. Cztery lata temu poruszyłem już raz temat sporów, które angażują emocjonalnie tak wielu spośród nas. Wskazałem wówczas teorię postaw, jako wyjaśnienie fenomenu polegającego na tym, że dwoje dorosłych ludzi, równie inteligentnych i podobnie wykształconych, obserwuje te same fakty, a następnie wyciąga z nich diametralnie przeciwnie wnioski. Czy musi ona oznaczać, że nie da się rozmawiać spokojnie i z otwartością na argumenty drugiej strony? Historia zmiany klimatu wokół papieskiej wizyty w Wielkiej Brytanii, że da się nie tylko rozmawiać, a nawet czasem zmienić nastawienie oponenta.
Wśród dziesięciu reguł skutecznego dialogu opracowanych przez Catholic Voices, kluczowe znaczenie ma pierwsza z nich. Mówi ona o tym bym szukał w rozmowie z osobą o przeciwnych zapatrywaniach pozytywnej intencji stojącej za nawet najbardziej negatywnym, z mojego punktu widzenia, stanowiskiem. Zagorzały weganin może odkryć, że za stanowiskiem mięsożerców stoi dobra intencja dostarczania swojemu organizmowi niezbędnych składników odżywczych (a nie zabijania zwierząt). Z drugiej strony, obrońca klimatu, przyklejający się do obrazu Botticellego, kieruje się najpewniej szlachetną chęcią ocalenia ziemi (a nie zniszczenia dzieła sztuki). Owszem, mięsożerca być może mógłby wybrać inny sposób dostarczania sobie białka, a klimatyczny aktywista założyć np. jakieś Climatic Voices i wyrażać swoje zaniepokojenie stanem atmosfery w bardziej społecznie akceptowany sposób. Nie mniej, jeśli chcemy skutecznie rozmawiać o tym drugim – o stanowiskach i sposobach ich realizacji, to nie da się tego zrobić inaczej jak przez założenie dobrej intencji stojącej nawet za najgłupszymi czy oburzającymi poglądami lub działaniami.
Poszukiwanie dobrej intencji u przeciwnika jest oczywiście dla większości z nas dużym wyzwaniem. Jak mogę szukać dobrej intencji u sympatyka "wrogiej" opcji, skoro ten na wejściu oskarża mnie w najlepszym razie o ślepotę, a w najgorszym o paktowanie ze złem? Czego zatem potrzeba, by powiększyć szanse na dialog, być może już dziś, przy wigilijnym stole, kiedy tradycyjny kompot z suszonych owoców (lub inny sygnał, stosownie do tradycji) wyznaczy moment rozdawania prezentów, śpiewania kolęd, ale być może, także rozmów o otaczającej nas rzeczywistości? Po pierwsze trzeba w ogóle chcieć wejść w dialog, znaleźć motywację, by – może wbrew wcześniejszym trudnym doświadczeniom – postarać się podtrzymać komunikację i, w ogóle, daną relację. Obserwuję z niepokojem i smutkiem, jak łatwo przychodzi wielu z nas raptownie urwać starą przyjaźń, o małżeństwach trwających latami na podstawie solennej przysięgi, nie wspominając. Warto przypomnieć za św. Bernardem z Clairvaux prawdę, którą zapisał blisko tysiąc lat temu: stawiajmy na przyjaźń! Przyjdzie czas, że poza nią niewiele nam zostanie.
Drugi, po chęci, warunek owocnego dialogu, to autentyczne zaciekawienie rozmówcą. Nawet wtedy – a może szczególnie wtedy – gdy głosi, po naszemu, niedorzeczności. Ten krok łatwo zepsuć słuchaniem pozornym. Zadajemy pytania nie tyle, by się dowiedzieć, ale by wykazać oponentowi niekonsekwencję, ignorowanie faktów lub brak logiki. Ten krok wymaga zawieszenia swoich sądów i przejścia w tryb neutralnego "kontemplowania" rozmówcy. Jeśli zważyć, że obok mnie siedzi "mikrokosmos", równie bogaty, złożony i skomplikowany jak ja sam, to jest na prawdę co poznawać i zdrowo się zadziwiać różnorodnością ludzkiego gatunku.
Dopiero w trzecim kroku, i to raczej tylko wtedy gdy widzimy zadatek zainteresowania, warto wyjaśnić własną intencję oraz stanowisko lub działanie, którym staramy się ją wyrazić. Dajemy wtedy rodzaj świadectwa, a nie pokaz zdolności do przekonywania lub wygrywania sporu. Zbyt wielu z nas wchodzi w dysputy z adwersarzem nie interesując się jego intencją, ani nie informując go o swojej. Z miejsca przechodzimy do wyłuszczenia swojego poglądu i staramy się umiejętnym doborem faktów i argumentów do niego przekonać, a przynajmniej wykazać, że jest on bardziej uprawniony logicznie lub moralnie. Nawet jeśli mamy rację, to przezwyciężanie konfliktów nie jest o tym kto ma rację, ale o efektywnym prezentowaniu odmiennych racji.
Składam miłym czytelnikom tego wigilijnego felietonu gorące życzenia: budujmy w sobie motywację do dialogu! Szukajmy w tym dialogu dobrych intencji, zwłaszcza u tych, z którymi nam trudno i nie po drodze, a z którymi los posadził nas przy jednym stole, powołał do życia na tej samej ziemi, związał tym samym językiem. Daj Bóg, odkryjemy, że łączy nas daleko więcej, niż nam się wydaje w codziennym zapatrzeniu we własne, a więc jedynie słuszne "poczucia" i przekonania. Pogodnych Świąt Bożego Narodzenia i dobrych rozmów w Nowym Roku!