W obecny czas, tak silnie naznaczony pandemią, wewnętrznymi podziałami, zagrożeniem militarnym ze wschodu, rosnącą presją polityczną i obyczajową z zachodu, należałoby sobie życzyć na Święta Bożego Narodzenia i nowy rok, przede wszystkim, pomyślnego scenariusza w każdym z tych obszarów. Pozostają jednak rzeczy uniwersalne, wykraczające poza nawet wieloletnie opresje, które dotykają nasz ludzki rodzaj.
George Eman Vaillant, amerykański psychiatra i profesor Harvard Medical School, w 2002 napisał książkę pod wymownym tytułem Aging Well (Dobrze się starzeć), w której podsumował trwające nieprzerwanie od 1938 roku badanie poświęcone rozwojowi ludzi dorosłych. Kolejne generacje badaczy towarzyszyły ponad 800 osobom na przestrzeni całego ich życia szukając recepty na życie długie, zdrowe i szczęśliwe. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do tej niezmiernie ciekawej pozycji. Na użytek niniejszego felietonu zrobię jedynie skróconą syntezę, którą wyrażę w formie trzech życzeń.
Życzę, zatem, po pierwsze miłości! Miłości nie rozumianej ani głównie, ani jedynie jako stanu zakochania. Badania wskazują jednoznacznie, że jednym z najważniejszych czynników dobrego "nabierania lat" jest dokonywanie tego w towarzystwie współmałżonka, osoby, z którą podtrzymuje się trwałą i wierną relację. Małżeństwo kobiety i mężczyzny to jednocześnie szansa na rodzinę – dzieci, wnuki, zięciów i synowe, a zatem na powiększanie tego "ekosystemu" miłości, w którym mamy kogo kochać i przez kogo być kochanymi. Miłość to także trafne rozpoznanie swoich obszarów odpowiedzialności i wypełnienie życiowy powinności – w pracy, w rodzinie, w społeczeństwie i wobec siebie samego. Miłość to wreszcie coś co nazwałbym "towarzyskością" – wzrastanie w zdolności do okazywania ciepła, zrozumienia, przebaczenia, puszczania w niepamięć urazów.
Po drugie życzę pomysłów na twórczość. Tak, okazuje się, że pozostanie do ostatnich lat życia w procesie tworzenia czegoś, bardzo sprzyja dobremu starzeniu się. Tworzenie, to przede wszystkim aktywność zawodowa lub pasja, do której podchodzimy w analogicznie profesjonalny sposób. Wiąże się ze realizacją swojego unikalnego powołania, z solidnością i etosem dobrze wykonywanych nawet drobnych czynności i zadań. Twórczość to także poszukiwanie w swoich wysiłkach czegoś użytecznego i choćby w niewielkiej mierze oryginalnego, czym dokładamy się do dorobku pokoleń, które nas poprzedziły. Twórczość to wreszcie dostarczanie sobie samemu "paliwa" w postaci mobilizacji, energii, a na końcu satysfakcji i poczucia spełnienia.
Po trzecie, życzę wzrastania w akceptacji. To pojemny postulat, który obejmuje jednak przede wszystkim zrozumienie dla swojej ograniczoności. Akceptacja wiąże się tym samym z fundamentalną decyzją, czy uznajemy jakiś rodzaj, jak to ujął Viktor Frankl, transcendencji – bytu osobowego, który nas przekracza, jest zewnętrznym punktem oparcia, kimś "mocniejszym od nas", z kim możemy wejść w dialog, w szczególności na temat sensu życia, cierpienia i obiektywnej różnicy między dobrem i złem. Znacznie trudniej szukać akceptacji w monologu, gdy od samych siebie oczekujemy tworzenia miary tego co dobre i złe, co warte wysiłków i co powinno stanowić kryterium "dobrego starzenia się".
Akceptacja to także stałe wzrastanie w dojrzałości emocjonalnej, pielęgnowanie poczucia humoru, życzliwości i opanowania. To bycie do końca człowiekiem nadziei, prostoty i pogody ducha. Nie bez przyczyny G. E. Vaillant, podsumowując ten aspekt akceptacji, przytacza, jako poniekąd jej wzór, modlitwę przyjętą przez środowiska anonimowych alkoholików, zwaną "Serenity Prayer" – modlitwą o pogodę ducha. Wszyscy my, jako nałogowo uzależnieni od życia, przyjmijmy ją w ten Wigiljny wieczór za swoją:
"Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego."