Gość miesiąca

Monika Jakubiak

Doświadczona liderka z ponad 25-letnim doświadczeniem w zarządzaniu na najwyższym szczeblu w sektorach IT, budownictwa, energetyki, usług i produkcji B2B. Obecnie CFO w międzynarodowej grupie Hicron Sp. z o.o. Z pasją i skutecznością realizuje strategiczne cele organizacji, zarządzając finansami, zespołami HR, IT oraz zakupami. Specjalizuje się w restrukturyzacji, fuzjach i przejęciach, zarządzaniu strategicznym oraz rozwoju biznesu. W swojej karierze z sukcesami przeprowadziła kluczowe projekty, takie jak restrukturyzacja kosztów i zwiększenie efektywności operacyjnej, co pozwoliło generować milionowe oszczędności. Pełniąc CFO w Schindler Polska i CEO w Centralnym Ośrodku Informatyki, przyczyniła się do umocnienia pozycji rynkowej organizacji, optymalizacji procesów i rozwoju kluczowych usług technologicznych takich jak Profil Zaufany czy aplikacja mObywatel. Posiada tytuł MBA zdobyty w międzynarodowym programie Uniwersytetu w Bradford oraz Akademii Leona Koźmińskiego, a także uprawnienia biegłego rewidenta i trenera ICC. Jej motto to: “Osiągnięcia zaczynają się od decyzji, by spróbować.”

Rozmawiała: Zofia Kociołek-Sztec

Piotr, kiedy zapytałam czego mam się spodziewać po rozmowie z Tobą powiedział: „to taka waleczna, odważna lwica”. Na ile odnajdujesz się w tym określeniu? :-)

Mam odrobinę wahania jak o to pytasz, ale tak - lwicą zdarza mi się być dosyć często. Jednocześnie potrafię być empatyczna i wspierająca, kiedy trzeba. Z resztą, to nie tylko moja domena. Z mojego doświadczenia wynika, że w ogóle kobiety na wysokich stanowiskach takie właśnie są. Umieją zarządzać, podejmować decyzje, analizować, dowożą, a jednocześnie „potrafią” w komunikację, w ludzi… Jestem zdania, że są w tym przynajmniej równie dobre jak mężczyźni, a niekiedy i lepsze, ale więcej czasu zajmuje im przekonanie o tym otoczenia, a często i samych siebie. W sumie, poza taką pracą stricte zawodową, która oczywiście pochłania mnie i angażuje, uznałam, że jestem na takim etapie, że mogę potraktować jako misję wspieranie kobiet w docieraniu na kluczowe stanowiska biznesowe. Więc pozostając przy tej metaforze lwicy to chcę, żeby odkrywały ją w sobie. Bo lwica to świadomość własnych możliwości, gotowość wzięcia odpowiedzialności, przebojowość.

Czy ta misja ma szansę powodzenia czy to raczej utopia?

Gdybym w nią nie wierzyła to na pewno bym się jej nie podjęła, ale przyznam, że momentami ręce mi opadają. Mam za sobą dziesiątki rozmów rekrutacyjnych: z kobietami, z mężczyznami. Ale wiesz co? Jak mówię, że teraz będę chciała zadać kilka pytań merytorycznych to tylko od kobiet słyszę „ale ja nie wiem czy będę znała odpowiedź”. Wyższe stanowisko? Mężczyźni dumni, że zaproponowano im awans, a kobiety co? – „Nie wiem, czy dam radę”. Wtedy aż się wszystko we mnie gotuje, bo może mogłabym zrozumieć, że tak mówi o sobie dziewczyna, która jest na początku swojej kariery zawodowej. Okej, brakuje jej doświadczenia, nie ma takiego „obycia”. Ale ja tu mówię o przypadkach bardzo sprawnych, uznanych menedżerek, które teoretycznie powinny być świadome swoich kompetencji i wartości, jaką wnoszą, powinny być uformowane jako lider, bo kto jeśli nie one? 

I co im wtedy odpowiadasz? Podczas takiej rozmowy, na której słyszysz „nie wiem czy umiem, czy wiem, czy jestem wystarczająco dobra, czy dam sobie radę” itd.?

Zawsze daję feedback i całkiem poważnie proszę je, żeby nigdy więcej nie mówiły tak o sobie – zwłaszcza podczas rekrutacji, ale w ogóle. Co ciekawe są zdziwione takim komunikatem, ale nigdy nie dziękują za taki feedback. Chcę wierzyć, że biorą sobie te słowa do serca i faktycznie zmieniają sposób autoprezentacji. Bo to jak o sobie mówimy nie tylko odzwierciedla, ale też kształtuje to jak o sobie myślimy. Ostatnio pomagałam synowi znajomych w podszlifowaniu swojego cv, sposobu prezentacji. Uderzyło mnie, że brak w nim dumy z własnych osiągnięć, że nie umie opowiedzieć o swoich sukcesach, umniejsza im i sobie tym samym. Kiedy skończyliśmy podzielił się ze mną refleksją, że jak on teraz czyta to swoje cv to w ogóle inaczej o sobie myśli. Jak zatem widać problem nie dotyczy tylko kobiet – mężczyzn także, choć pewnie w mniejszym stopniu. 

Wracając do tych obaw „czy sam sobie radę?” – to jest zawsze pytanie o to czy wchodzić w nieznane. Bo pewnie te obawy jednak z czegoś wynikają…

Jaki jest sens wchodzenia w jakiś obszar mając sto procent potrzebnych kompetencji? Mało tego – kobiety najchętniej wybierają te obszary, gdzie mają sto procent i „górkę”. Przecież to nie ma sensu, bo jaka będzie wartość dla ciebie z takiej pracy? Czego się nauczysz? Jakie cele rozwojowe sobie wyznaczysz? Przyjmij, że zawsze będzie czegoś czego nie wiesz, gdzie potrzebujesz się podszkolić. Jeśli ktoś nadal chce cię na danym stanowisku to dlatego, że jesteś wystarczająco dobra czy dobry, żeby je objąć. Zaufaj, że nikt nie chce wyłożyć firmy otaczając się niekompetentną kadrą menedżerską. :-) Nawet jeśli jest to skok na głęboką wodę – odważ się. Takie ruchy są najbardziej rozwijające, bo wskakując na głęboką wodę wyskakujemy ze słynnej strefy komfortu.

Twój skok do Centralnego Ośrodka Informatyki jako CEO to właśnie taki z gatunku na głęboką wodę?

Jeszcze jak! Mało tego, jak sobie przypomnę co tam przeszłam to wcale nie jestem pewna, czy zafundowałabym to sobie ponownie. Chociaż pewnie jednak tak, bo kocham adrenalinę. A tej miałam pod dostatkiem. Kiedy ogłoszono odwołanie poprzedniego CEO to razem z nim solidarnie złożyło papiery dziewięciu dyrektorów. Zostałam na okręcie, którego nie znałam jako kapitan, którym nigdy wcześniej nie byłam, bez kluczowej części załogi. Pikanterii dodawał fakt, że ponieważ to jednostka wchodząca w struktury Ministerstwa Cyfryzacji to każda rekrutacja, każdy ruch typu zamówienie to są tygodnie stracone na to żeby po prostu było „lege artis”. A ja potrzebowałam dobrych ludzi na już, bo pierwszy poważny kryzys zaliczyłam już w parę dni po objęciu stanowiska. Do dziś tak naprawdę nie wiadomo co się stało, kto kliknął, jakim cudem, ale fakt był taki, że przestał działać system, który umożliwiał urzędnikom stanu cywilnego wydawanie aktów zgonów. Efekt? Kryzys w całym kraju, rodziny pogrążone w żałobie nie mogą pochować zmarłych bliskich, bo nie było protokołu, który uwzględniałby działania na wypadek wysypania się systemu i np. ręczne wypisywanie takich aktów. Nie ma aktu, nie ma pogrzebu, nie ma zasiłku, ale za to jest komplet wozów transmisyjnych ze wszystkich telewizji i stacji radiowych pod siedzibą COI oraz gorąca linia z panią minister: „Monika co tam się u Was dzieje?”. Bardzo szybko załapałam, że jak tam się zdarzają kryzysy to naprawdę na potężną skalę, bo dotyczą platformy EPuap, początków mObywatela, profili zaufanych i wszystkiego tego, z czego nauczyliśmy się w ciągu ostatnich lat korzystać i bez których w zasadzie już sobie nie wyobrażamy życia. Stres przez duże „S” stał się moją codziennością, nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doświadczyłam. To było nawet zabawne, bo zaczęłam inaczej reagować na problemy, którymi wcześniej bym się przejmowała. Przykładowo, kiedyś wracam do domu, a mój mąż od progu, że piec się popsuł i to na amen, bo ktoś tam był, okazało się, że naprawa się nie opłaca, że próbowali, że generalnie heca. Ja po prostu wzruszyłam ramionami i powiedziałam, że trzeba zatem kupić nowy piec i nie ma tu nad czym dywagować. Dla mnie to było oczywiste i w sumie komfortowe, że w związku z naszym piecem nie będą dzwonić z ministerstwa :-), ale mój mąż był mocno niepocieszony, że niewystarczająco „ojojałam” całą przygodę, że powinnam się bardziej przejąć, zatrzymać na fakcie, że mamy kłopot.

No tak – jak się dziecko przewróci to „ojojane” zdarte kolano też szybciej przestaje boleć. :-) A temat brakujących dziewięciu dyrektorów jakoś załatwiłaś po swojemu czy faktycznie przyszło ci na nich czekać miesiącami?

Absolutnie nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby czekać tygodniami na trzon zespołu. Potrzebowałam dobrych, godnych zaufania ludzi, którzy wytrzymają presję, tempo i dowiozą. Wzięłam telefon do ręki i po prostu zaczęłam dzwonić do ludzi, których znałam – z wcześniejszych z firm, z jakiejś współpracy. Jednego kolegę złapałam jak akurat był z dziećmi na zakupach w centrum handlowym. Powiedział, że nie może rozmawiać, ale streściłam mu w dosłownie kilku zdaniach o co chodzi po czym usłyszałam: „Trafiłaś idealnie, bo marzą mi się nowe wyzwania. Wchodzę w to. Nie minął tydzień, a ja miałam ludzi, których potrzebowałam. Co więcej, cieszyłam się, że mam wokół siebie przynajmniej kilka osób, które znałam i z którymi miałam już pewne relacje, bo pracownicy COI przez długi czas traktowali mnie z dużym dystansem, obawą i jak obcą. Blisko rok zajęło mi przekonanie ich do siebie, przekonanie ich, że naprawdę nikt nie planuje zlikwidować naszego miejsca pracy. Momentami byłam bliska poddania się, bo to po prostu było absurdalne – ta niemożność zbliżenia się do nich. Chodziłam i rozkminiałam: „co robię źle?”. Dziś jestem dumna z tego, że byłam konsekwentna, że nie odpuściłam, że ten pozytywny przekaz, w który wierzyłam i wierzę nadal okazał się przepustką do zbudowania zaufania. Oczywiście to nie jest tak, że to tylko moje nastawienie zapracowało! Ogromną rolę zaczęła odgrywać duma ze skali realizowanych projektów, z tego, że okazały się sukcesem, że spływały pochwały i gratulacje. Kiedyś była nawet taka sytuacja, że któregoś z pracowników podczas jazdy samochodem zatrzymała policja. Później opowiadał nam, że z dumą chwalił im się, że to między innymi dzięki niemu nie trzeba już jeździć z dowodem rejestracyjnym, bo system, bo innowacja, bo my… :-)

Czyli duma jako czynnik sprzyjający budowaniu zgranego zespołu?

Tak! Ale nie tylko, bo w mojej ocenie umiejętność bycia dumnym z siebie to ważny element w budowaniu wizerunku. Bardzo często zachęcam moich podwładnych: „przyjdź i pochwal się przede mną”, „Wykorzystaj rozmowę podsumowującą do tego, żeby się wypromować, żeby opowiedzieć o swoich sukcesach. Te rozmowy naprawdę nie są formą kary!”. Mało tego, ileś razy jak wręcz zmusiłam ludzi do tego, żeby przyznali, że zrobili po prostu dobrą robotę to mi się rozklejali. Bo my – pokolenie wychowane w „kulturze zap***lu” mamy trudność z docenianiem siebie. „Co w tym nadzwyczajnego, że pracuję, staram się i odnoszę sukcesy?”. Dlatego uwielbiam pracować z „zetkami”, bo oni są mądrzejsi od nas w wielu aspektach. Potrzebują mądrych szefów, którzy będą ich umieli docenić, wykorzystać ich potencjał, ale też uszanować stawiane przez nich granice. Ale wracając do doceniania się – żeby nie było, że szewc bez butów chodzi. Ostatnio robiłam podsumowanie po pierwszym roku swojej pracy z HICRON. Tradycyjną prezentację z wynikami wzbogaciłam o cytaty dyrektorów innych departamentów, których poprosiłam o feedback. Uznałam, że skoro usłyszałam od nich sporo ciepłych słów to nie ma powodu, żeby inni też o tym nie usłyszeli - w myśl zasady, że najlepszym ambasadorem siebie jesteś ty sam. Uprzedzając pytanie – wywarłam tą prezentacją pozytywne wrażenie i uważam, że to w ogóle można wdrożyć jako taką dobrą rutynę przy tego typu podsumowaniach. 

Monika, dużo było o skakaniu na głęboką wodę, o uwierzeniu w siebie. Co poradziłabyś tym, którzy nie są tak przebojowi jak Ty? Jak zachęciłabyś ich do odważenia się?

Faktycznie, jak masz apetyt na ryzyko to jest ci łatwiej, ale naprawdę wierzę, że to o czym mówisz jest do wypracowania. Może nie jest to takie hop-siup, bo często to jest wokół zmiany schematu myślenia – to przynajmniej obserwuję u kobiet. Ale skoro już uwierzysz – przynajmniej na poziomie faktów – że to właśnie skoki na głęboką wodę są najbardziej rozwijające to już masz nad czym pracować. Skorzystaj ze wsparcia doradcy zawodowego, terapeuty, mentora, coacha – od tego oni są! Co poza tym? Tym, którzy się boją, są na rozdrożu sugeruję często żeby odpowiedzieli sobie na pytanie „co najgorszego może się stać?” I dalej, i dalej…? Najczęściej na samym końcu okazuje się, że w sumie nic i że rozebrany na części pierwsze lęk łatwo oswoić. Ale mówię też, żeby uczciwie odpowiedzieli sobie na pytanie „co w najlepszym przypadku mogę zyskać? Co to będzie dla mnie oznaczało?”. I tak naprawdę nie ma znaczenia co to będzie, ludzie mają różne motywacje. Każda jest dobra, jeśli cię pcha do przodu. Powodzenia!